Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/7

Ta strona została przepisana.

Niepokój Siewierskiego stawał się coraz bardzie nieznośnym. Po przebyciu granicy był to naturalny u nerwowca nastrój — po paru latach tułactwa, w chwili powrotu na stare miejsca, gdzie tyle się przeżyło. Była ciekawość, jak tam będzie, tam, gdzie zostało dawne życie, ślady i pamiątki ciężkich przejść, cierpień, obłędu, konania, tych czasów najgorszych i najlepszych. Nie wrócą czasy, ani uczucia, ale ożyją wspomnienia, po wrócą obrazy, znajome miejsca, znajomi ludzie. Odezwie się w uszach znajomy i rodzony, tak ukochany niegdyś gwar Warszawy. Za parę godzin, jeszcze dziś wieczorem, roztworzy okno w swojej pracowni — wieży, spojrzy z góry na mroki i światła i wsłucha się w głuchy gwar miasta. Jakim słowem powita go rodzone miasto? Czyje imię usłyszy w zmieszanym nurcie odgłosów, płynących z dołu od rojnych ulic ? Tych ulic, gdzie niegdyś i ona...
A kiedy jego pociąg ruszył ze Skierniewic, kiedy już wiedział, że nie zatrzyma się, aż w środku miasta, porwał go strach. Pożałował po niewczasie, że porzucił samowolnie, bez żadnej przyczyny ów Paryż ukochany, gdzie było spokojnie, dobrze, martwo, gdzie było słodkie z dnia na dzień. Tam można było żyć, tam zabliźniały się krwawiące, żywe rany.
Porwał go strach przed tym starym, przeokropnym