Potem w świat, w świat daleki, jak czynili wszyscy...
Pamiętasz nasze lata paryskich prac i walk i pamiętasz ty tę naszą dumę paryską, wyniosłą? Na ulicy des Courcelles, za fortyfikacjami w głodzie i nędzy psiej, ostatniej? Kiedyśmy wydawali ostatnie z pożyczonych susów na drukowanie broszurek polemicznych?
Potem Londyn nielitościwy i potworny i nędza jeszcze gorsza, już nie do wytrzymania. Pamiętasz, wieczór był jesienny, plugawy, kiedyśmy to leżeli obadwaj bezwładni z głodu na jednym barłogu w nieopalonej i ciemnej izbie na przedmieściu?
A ta noc letnia, gwiaździsta, pachnąca żywicą i kwieciem ojczystem — kiedyśmy powracali do kraju i przekradali się, błądząc, przez kordon graniczny?...
Nie spowiadaliśmy się ze swych myśli, ale to jedno każdy z nas przysięgał sobie, że nie opuścim już ziemi własnej aż do ostatka...
∗
∗ ∗ |
Jakże to dawno — jakież to nie do wiary stare dzieje...
Zaczęła się praca nowa, nieznana.
Ciężko było — było przykro, było gorzko...
Jakże głupim stał się odrazu cały nasz rozum i cała uczoność nasza, wyćwiczona w polemikach bez końca i miary! Jakże bez litości drwiło z nas życie prawdziwe i to dzieło żywe, przed którem opadały nieumiejętne ręce...