Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/118

Ta strona została przepisana.

ongiś byli najpierwsi, i o tych, którzy byli najbliżsi. Niema czasu na romanse.
Tu zaczęło mu się rozpowijać w bezładnych skrętach pasmo dalekich wspomnień. Przebłysnęło imię zapomniane, twarz ongiś ukochana, to znów przed wiekami przeżyte zdarzenie stawało przed nim, jak żywe, ze wszystkiemi swemi okolicznościami, pełne epizodów i scen.
— Było, było, to napewno było!
Narzucały się przeszłe dzieje pamięci, narzucały się sercu. I po dobrej godzinie rozpamiętywań spostrzegł w sobie Rylski śmieszne i zupełnie babskie wzruszenie.
Drwiąc ze siebie samego, rozmyślał dalej. Żal mu było potrosze to tego, to owego imienia, że zapodziało się gdzieś po szerokim świecie i zaszyło się kędyś po krótkich latach burzliwych między szarą ciżbą ludzką. Żal mu było tego lub owego zdarzenia, że już przeminęło, że nie podniesie już piersi żywszym oddechem, że nie owładnie całą siłą ducha, nie uzbroi już ręki do szybkiego czynu. Tylko bladym uśmiechem wspomnienia wita się je i żegna szybko, a na długo. Niema czasu, niema czasu!
A jednak ciekawa to rzecz, kędy obraca się (jeśli jeszcze żyje) taki Stasiek Ulatowski. Jeśliby się nagle zjawił, należałoby mu się miejsce tam, kędy stoją nad twardem kołem sternicy sprawy. Tam, skąd patrzą przez wicher w niedościgłą linję widnokręgu i czują drogę...
Pierwszym był, najpierwszym; nie spieraliby się