Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/124

Ta strona została przepisana.

niejszych kontrolerach, o owych pięciu żydkach, którzy legalnie jechali za jednym biletem i.t.d. i.t.d. Nie zapominano, rzecz prosta, o nieszczęsnym Kaftalu i o kawałkach tłuściejszych, ale te wesoły pan opowiadał już szeptem, który przenikał do wszystkich zakątków wagonu. Wtedy pani w jedwabiach zaczynała pilnie porządkować arkusze nieoprawionej powieści, naturalnie dodatku do „Bluszczu“ lub „Biesiady literackiej“, i na długo zapadała w czytanie. Ksiądz robił minę nieodgadnioną, żydkowie czynili się poważni i uśmiechali się tyle tylko, ile wypadało dla przyzwoitości. Jakaś niewyraźna panna, siedząca w samotnym kącie, demonstracyjnie okazywała swoje zadowolenie, a wtedy cierpiący na zęby młodzieniec wykręcał ku niej swoją okrągłą twarz na cienkiej szyi i w tej niewygodnej pozycji pozostawał bardzo długo.
Nuda — nuda...
Nuda jechała w wagonie, zajmowała wszystkie miejsca, wisiała w powietrzu i w tumanach dymu z papierosów, leżała ciężko na półkach w pakunkach pasażerskich, brzmiała w każdym tonie monotonnej melodji, która układała się na tle rytmicznego postukiwania kół na spojeniach szyn...
Płynęła we mgle, zaglądała do okien, stukała w szyby deszczem, wołała z dalekich pustych pól, z szarych wiosek podlaskich.
Rylski ziewnął szeroko i głośno i, rozparłszy się wygodniej, usiłował zaspać tę parę godzin, dzielących go od kresu podróży, i zaspać dławiącą go nudę. Ale w majaczeniach przerywanej co chwila drzemki wy-