niech wszystkim Pan Bóg zapłaci za ich fatygę i dobre chęci. Po każdym cosik pozostało, bodaj ślad a wspomnienie. I przybrało w narodzie tej mocy niespożytej, murowanej, i niechno przyjdzie chwila, niech ino przyjdzie nasza godzina. Gotowi my, gotowi, ja wam to powiadam, człowieku obcy... A jak się poruszymy, świat się zadziwi wokoło! Niech ino przyjdzie godzina, niech się pośpieszy! Ugadywałem ja się z ludźmi niemało i tutaj i w mieście i w samej Warszawie byłem razy trzy, w pałacu raz byłem takim, że myślę sobie: król polski się tu do czasu utaił i mnie chłopu posłuchanie daje. Na zebraniach bywałem po lasach, gdzie po sześćset chłopa stawało, jak mur, głowa przy głowie, i słuchało, co mówili ludzie przyjeżdżający z daleka. Mówiłem i ja do ludu ze sosny i widziałem, jak we mnie z dołu tysiące oczu patrzy a czeka... Hej!...
„Ino to zrozumiałem na ostatku, że to jeszcze nie wszystko, że prawdy jeszcze szukać trzeba. Tośmy i szukali. Chodziły słuchy, a słowa o jednym tu mieszczaninie z pod Białej, który między unickim narodem był jakby za wodza a biskupa. O nim powiadali sobie pocichu, że po lasach, tam, gdzie przez bagna dostępu już niema, trzyma na składzie moc karabinów. a ładunków, że kasy ma wszędzie po wiadomych miejscach zakopane na wypadek powstania chłopskiego, a w kasach złota, jak piasku. Jedni powiadali: prorok, drudzy, że wódz, do którego we śnie sam Kościuszko przychodzi, a radzi, a partję ma strasznie silną i wszędzie po kraju swoich ludzi, jeno pod tajemnicą okropną się wszyscy kryją. Tom ja nie bardzo
Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/133
Ta strona została przepisana.