Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/134

Ta strona została przepisana.

wierzył, ale wreszcie wybrałem się ja do niego i przez ludzi znajomych trafiłem. odkryłem się ja jemu, kto jestem, i pytam... A jakiem wracał, to ino przez całą drogę plułem, głupstwo bowiem było z tym całym prorokiem. To znowu o księdzu jednym z za Buga szeptali sobie ludzie. Powiadali, jako na spowiedzi świętej gromi ludzi za „grzechy przeciwko ojczyźnie“., a każdemu nakazuje przeciwić się niesprawiedliwości, i póki nie obieca taki poprawy anie przysięgnie na wszystkie świętości. że zwalczać będzie przemoc rządową, gdzie tylko może, to nie puści go do Stołu Pańskiego, bo, powiada, grzech to jest największy na świecie baranem być, którego każdy łajdak strzyże (przez co do krzywdy ludzkiej się ręki dobrowolnie przykłada). Poszedłem ja do tego kościółka. który hań, hań, w błotach, w zapadłej okolicy stoi. O jesieni poszedłem późnej. Zanocowałem u gospodarza tam jednego, a o świtaniu do kościoła. I poruszyło się we mnie serce, jakiem dojrzał w pomroce kościelnej tłum chłopów, stojących już wokoło konfesjonału. Nie tamtejsi to byli ludzie, wielu przybyło z daleka, z samego końca polskiej ziemi. Po przyodziewku poznawałem ludzi z za Wisły, z Kujawskiej ziemi, z pod Chełma, było i łowickich paru chłopów bogatych, których księżakami przezywają. Spowiadali się jeden po drugim, i w cichości kościoła tylko od czasu do czasu westchnie który głęboko, albo w piersi grzeszne rymnie się z żalem...
„Każdy w duszę swoją patrzy, patrzałem i ja, i samo już jedno to, com w tej cichej godzinie przed spowiedzią przemyślał, skrzepiło mnie na mur i ka-