nie moje to sprawy. Gąski będą? Niema — to pójdę dalej.
Tu uczepiła go się jedna z bab i prowadziła przez opłotki do gęsi. Tyle się od niej po drodze dowiedział, że donos do naczelnika podał ktosi „żeby jego święta ziemia po śmierci wyrzuciła“, że najpierwsi gospodarze w „kreminale“ siedzą, oprócz tych, których dziś zabiorą „do powiatu“, bo już i furmanki trzy stalowali po wsi, każda po parę koni.
Gąski obejrzał i stargował, jak umiał, uważał jeno, że baba parę razy spojrzała nań, jak na głupiego. Kupił dwie, zapłacił dwa ruble. ułamał sobie pręciaka i popędził gąski po drodze, klnąc półgłosem.
Zgarbił się, podniósł kołnierz od kurty i, chlapiąc się po błocie, zapuścił się w głąb wsi. Coś go gnało naprzód.
Tajemnicza to była siła, popęd niczem nieumotywowany, nierozsądny. Poco i naco? Kiedy się już dowiedział o wszystkiem, należało odrazu zawracać i uciekać a śpieszyć się, byle prędzej, byle dalej.
— Co tu miał więcej do roboty?
Przekorna myśl uparta przewracała do góry nogami wszelkie argumenty. Pójdę i już. Co będziesz tam robił? Nie wiem. Pójdę odwiedzić tych, którzy ocaleli. Masz pewność, że cię w strachu gorącym nie wydadzą? Pewności nie mam żadnej. Miła ci wolność i robota? Miła. Uciekaj tedy, sekundy nie trać! Nie będę uciekał! Pomożesz co komu? Nie pomogę. Poco tedy leziesz? Nie wiem...
I szedł przez wieś, a gąski przodem.
Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/143
Ta strona została przepisana.