Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/151

Ta strona została przepisana.

Co za straszny ból. Jak mogły oczy znieść, jak można było palrzcć! Co za palący, okropny wstyd...
— To trudno, moi drodzy — zaczął. jakby broniąc siebie przed kimś...

A w tym najtajemniejszym zakątku duszy po.. wstawała już na pociechę myśl — nonsens, zrodziło się bezpłodne marzenie. Poczciwy przyjaciel pajączek zdążył już omotać je i oprząść, wysnuł wszystkie wnioski i konsekwencje, wykończył wszystkie szczegóły... A by/oby to właśnie tak: wróciłby się zaraz oto z miejsca za bryczką, w minutę zrównałby się z nią, zaszedłby od przodu, jeszczeby raz spojrzał w bezecne oczy i nie śpiesząc się gruchnąłby raz — dwa w te dwa łby obmierzłe. O dwa kroki każdy trafi. A jakby nie-to przecie jest siedm naboi.
I browning zaczął mu dziwnie ciężyć, w kieszeni, dopominał się, prosił, prawie że się poruszał,jakby sam chciał wyleźć i przyrosnąć do dłoni.
— Bierz a wal — bierz a wal!...
— A cóż dalej? Potem?...
Odrzucił ze wstrętem natrętne pytanie. Dał się nieść wyobraźni, słuchał bajeczki, którą mu opowiadał ktoś szybkim jak myśl szeptem.
Porwała go niewymowna, dzika radość! Spojrzy im w oczy, nareszcie — otwarcie, śmiało, spojrzy w same ślepie wraże! Odsłoni się i powie: patrzajcie oto jestem! patrzajcie, oto się już nie kryję... poznajcie mnie nareszcie w tej ostatniej godzinie waszej!