Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/155

Ta strona została przepisana.
„CO ZŁE, TO W GRUZY...”

Marne czasy nastały dziś w Warszawie na popularną muzykę. Gdzie dzisiaj można usłyszeć katarynkę? Chyba za rogatkami. — O arfie niema już co mówić... Mamy za to filharmonję i koncerta codziennie, my jednak, którzy chodzimy do filharmonji, słuchaliśmy zawsze katarynek z obrzydzeniem, a ci, co napawali się podwórzową muzyką, nic nie dostali w zamian. Poprostu pozbawiono ich muzyki. Uczyniła to kultura, która na wyższych swoich stopniach nie znosi kataryniarzy i brzdądolenia na arfie. Stawało się to bardzo powoli, przez łagodną ewolucję. Przyszła kanalizacja, telefony, kolejki podjazdowe, drewniane bruki, przyszły latarki niebieskie z numerami domów, nastał wreszcie monopol cesarski, a tymczasem muzykusi podwórzowi wynosili się z miasta, wynosili, aż się całkiem wynieśli. Nikt ich nie wysiedlał z Warszawy, poprostu zniósł ich nieubłagany duch czasu. ten sam, który zaszczepił na naszym gruncie secesyjne okładki oraz automobile, a usunął latarnie naftowe i wiersze Deotymy...
Pan Jakób Helbik, artysta-skrzypek, z cichemi,