wało na prawdę, że Helbik, jak miał lat 17, to z domu uciekł i odtąd o rodzicach nic nie wiedział.
Przywykła już do tego, że stary za każdym razem łgał co innego. Wygadać się zaś musiał, bo inaczej nie chciał grać. Czekała więc cierpliwie.
— Przez głupie moje serce djabli mnie wzięli z moją karjerą. Mogłem mieć kamienicę w Warszawie, albo i parę kamienic. Mogłem...
Tu Helbik brał się do skrzypiec i długo próbował rozmaitych akordów, brzdąkał, zaczynał i po takiej uwerturze przystępował znowu do rzeczy.
Melka ziewała.
— Była ona od ciebie o trzy roki starsza i nie było za moich czasów takiego paskudztwa, żeby tyle bachory, co ty, za kobity uważać.. Nie! Tylko była szelma akurat taka właśnie czarna, jak ty jesteś biała. Oczy jak u djabła. Leciała na mnie szelma i z początku to aż się bałem.
— Hahaha! I czego też się pan Jakób bał? Kąsała czy co?
— Głupia. Myślisz, że ja od początku między złodziejami siedziałem. Z porządnej rodziny jestem. U nas była w domu skromność. Matka nabożna, ojciec srogi. Nie to, co tu u was na tym waszym Parysowie zatraconym...
— Owa! — drwiła Melka.
— Z nią się zaczęło właśnie. bo przedtem to ja nawet nie wiedział, do czego kobity są na świecie. Co chciała, to ze mną robiła, szelma jedna. Z ojcem się pokłóciłem na amen, z domu uciekłem. Kazałaby kraść,
Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/164
Ta strona została przepisana.