Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/165

Ta strona została przepisana.

tobym kradł. Dlaczego nie? Zacząłem chodzić z muzykantami, zarabiałem nieźle i mieliśmy się już pobrać, kiedy mnie rzuciła i poszła.
— Oj, to mądra dziwka była. Bo i ja nigdy z jednym nie będę długo siedziała...
— Głupia jesteś. Takiego, jak ja dla niej byłem, to ona już nie znalazła przez całe swoje życie. Jeżeli żyje jeszcze, to sobie może to teraz przypomni, suka jedna... I żeby ona teraz nie wiem w jakim pałacu mieszkała...
— Ojoj, niech się pan Jakób o to nie boi, chodzi ona po śmietnikach, kości zbiera. To już napewno: jeżeli gdzie we szpitalu nie zegniła...
— A ty sobie Melka, też nie wyobrażaj, żebyś i ty koniecznie w karecie jeździła, chyba w tej, co z ratusza na Pawiak kursuje — odcinał się stary w irytacji. — Co ci z tego, że krew masz gorącą, że cię aż rozpiera? Głupia jesteś i rozumu nie masz na takie życie. Muzykę lubisz, to najgorsze, zawsze polecisz za oberwańcem i złodziejem, a statecznego człowieka nie uszanujesz i pieniędzy w ręku nie utrzymasz. Takie, jak ty, to lubią, żeby je chłop poniewierał. Pójdziesz i ty kości zbierać, nie bój się!
— Mam pójść, to i pójdę. Co użyję, to użyję i niech mnie potem djabli biorą. Co mnie to szkodzi, jak już stara będę i nikt mnie nie będzie chciał brać? Niech już o to pana Jakóba głowa nie boli!
— Miałoby mi się też o co rozchodzić...
— No to niech pan Jakób weźmie już i gra, bo starej maciory tylko co nie widać.