Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/168

Ta strona została przepisana.

jak od nas odchodzi. Ale są inni, oj, są... Tylko, żebyś ty nawet samego anioła z nieba zobaczyła, to teżby ci nic z tego nie przyszło. Już ty się nie odmienisz — i żadnej odmiany tu być nie może, bo i jakże?
Tak mamrotał stary, układając się do snu w swoim kącie. Grzebał się w gałganach pociemku, poprawiał się na tapczanie. stękał i szeptał. wreszcie zaczynał chrapać, a Melka długo jeszcze siedziała bez ruchu strapiona i przerażona, wpatrując się w okno, z którego rozlegał się po izbie mętny zmierzch. Patrzyła na koszlawą latarnię, żółto się palącą na uliczce, patrzyła na przeciwległy nawpół rozwalony dom, gdzie też mieszkali złodzieje i takie same kobiety jak jej babka i na czarną wysoko rozpostartą chmurę drzew cmentarnych i było jej ciężko. Przeklinała starego i jego muzykę, to odgrażała się wszystkim, że póty będzie się starać, aż zacznie jeździć „na gumach“, jak córka jednej baby z przeciwka, o której po całym Parysowie“ krążyły legendy i że wtedy ani starej. ani matki, ani nikogo ze swoich na próg nie puści, to znowu chwytał ją dziki i tajemniczy płomień i już wstawała. żeby lecieć na Burakowską do króla nożowców Czarnego Antka, żeby się już raz zaczęło to co ma być. A na to wszystko przychodził żal. dziwny i tajemniczy, nieznajomy gość i długo trząsł nad nią starą siwą głową i wpatrywał się w nią z ciemności dobremi i smutnemi oczyma, wyciskał jej łzę za łzą, dusił i męczył, wciąż jej żałując.

. . . . . . . . . . . .


. . . . . . . . . . . .