Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/42

Ta strona została przepisana.

li wznosi się dusza w zapomnieniu. Krainy sennych marzeń, rzeczy bez imienia — pojęcia, na które niema słów w mowie ludzkiej, odsłoniły się spokojnie i spokojnie ginęły w nicości. Przemijały długie chwile, przygnębiające nadmiarem rozkoszy. Wyszło na jaw, okazało się bez wstydu, bez chwalby wszelkie piękno, utajone głęboko w znajomym świecie. Nie poznawała pamięć rzeczy przeżytych, nie poznawała myśl samej siebie. Skąd się wzięła moc, która wszystkiego się podejmie i wszystko wykona? Skąd zjawiła się i dlaczego teraz stanęła, jak mur niespożyty, wiara twarda i spokojna, ta, która pewna jest siebie i rozumie swoje zwycięstwo?
Uniosło się w duszy nagłym, niespokojnym porywem pragnienie rzeczy wielkich. Zatęskniło serce, zabiło serce za czynem szybkim, zwycięskim..
Coraz wyraźniejszym stawał się las przeciwległy. Już ostro odcinała się jego powyłamywana linja na tle nieba. W zburzyły się mgły i szły całym tłumem, sunąc ku górze. Odsłaniały i zakrywały świat, rwały się na strzępy, które ścigało oko w zachwyceniu, układały się w pasma i wstęgi, rozpływały się po ziemi.
Szły, ciągnęły bez przerwy pochody, tłumy, korowody cieniów. Niewyczerpane były ich odmiany i kształty. Wytryskały w niebo kielichy olbrzymich kwiatów, zarysy napowietrznych zamków. Walczyły ze sobą narody, przepierał9 się zło i dobro, życie i śmierć.
Coraz bielsze stawały się mgły, coraz wyraźniejsze stawało się wszystko. Ciepły powiew zaszumiał