Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/44

Ta strona została przepisana.

miała być taka porządna, wielka bitwa! Co? Kiedyś tam psiakrew! Co? Kupy, mrowie ludzie, naszych, porządnych, zdrowych, mocnych. Pobudzili się i stają w szeregach — konie — ludzie — armaty. Jedzie wódz... Naokoło mgły, rzeźwe powietrze, każdy ściska broń w łapie, gotowy! A tam pod lasem wróg — widać kupy żołdactwa. Dopieroż jak zatrąbią! Bij psubratów! Niech żyje Rzeczpospolita! Ej, Goworek! Doczekajmy tego, pókiśmy jeszcze nie dziady! Ej, Goworek, powiadam ci! Taką siłę teraz czuję, żebym cię ciskał w górę i łapał razem z całą twoją uczonością!...
I nie mogąc już wytrzymać, porwał go w objęcia i zaczął nim trząść, podnosić do góry i okręcać niezliczoną ilość razy, wreszcie chwycił go za bary i zaczęli się mocować. Gawarski posiniał ze wściekłości. Młócił przyjaciela pięściami, gdzie trafił, i to nie na żarty. Targał go za włosy, bił po łbie, kopał. Kiedy się zwalili na ziemię, Janka ze śmiechu opuściły zupełnie siły. Gawarski wydobył się na wierzch i pastwił się nad powalonym, a w oczach miał tyle okrucieństwa, że gdyby ktokolwiek nadszedł na tę scenę, byłby przekonany, że jest świadkiem morderstwa.
Wreszcie uspokoili się. Stali naprzeciwko siebie dysząc.
— No i co? Rozgrzałeś się trochę?
— Nieźle mi to zrobiło. Owszem, ciepło, tylko nie trzeba być idjotą. Oberwałeś mi rękaw!
— Oporządzimy się u Skowrońskiego. No, zabierajmy rzeczy i w drogę!
Tu po raz pierwszy roześmieli się obydwaj jedno-