Ta strona została przepisana.
— To znaczy, że jesteśmy w kraju!
Tu padli sobie w objęcia i ucałowali się, czego nie czynili już może ze sześć lat. Poczem, odwróciwszy się przodem do Wolbromia, pomaszerowali szosą bez zbytecznych bagażów i lekkim krokiem, obdarci i unurzani w błocie, ale z radością i dumą. Janek odrazu zaintonował „L’Internationale“ rozgłośnie i pięknie, a Gawarski za nim, jak zwykle, fałszywie i głucho...
Tak im się zaczęło wesoło od samego progu w tym tak zwanym „kraju“. Potem — różnie bywało...