Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/55

Ta strona została przepisana.

ment na pamięć zawartość swego pugilaresu — kieszeni.
Do której kieszeni należy sięgnąć, ażeby zniszczyć... Co może kogo kompromitować, jaki świstek czy szpargał. Z bezbrzeżnem zadowoleniem przyszedł do przekonania, że tym razem nic jakoś nie ma przy sobie, oprócz notesu, zapisanego hieroglifami własnego wynalazku, niepodobnemi do rozwikłania dla nikogo.
Co za rozkosz! Tak bo się nie chce myśleć, tak się już o niczem nie chce myśleć.
Walizki z bibułą się nie liczy. Co komu może zaszkodzić bibuła? Tyle, że będzie strata...
Wszystko gotowe. I na co te draby jeszcze czekają? Wszystko gotowe. Będzie wypoczynek. Nareszcie—nareszcie!
Czy to nie wszystko jedno? Na miły Bóg!... Choć szczególny, szczególny traf...
Wyprawiali go wszyscy od trzech miesięcy.
— Za granicę — za granicę — w góry...
Na taternika go chcieli wykierować!... Słyszane rzeczy?
— Żebyś się tu nam przez cały rok nie śmiał na oczy pokazywać! Za granicę!
— Ciupasem cię odstawim...
— Co?! Ty jeszcze tutaj? I w Warszawie?! Wysiadujesz po kawiarniach? Chcesz, żeby cię z ulicy wzięli?
Znudziła mu się wreszcie cała ta naganka, zebrał się i zdecydował.