Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/58

Ta strona została przepisana.

rów, planów, od wysiłków obmyślania i od wysiłków wykonywania...
Nie ruszyć palcem — co za rozkosz!
Teraz dopiero w ciągu tego kwadransa biernego oczekiwania uwierzył w to, co mu oddawna, aż do znudzenia powtarzali towarzysze, towarzyszki, lekarze...
— Tak jest, zmęczony jestem, zagnany jestem, jak wilk ścigany przez trzy dni i noce... Widać, że już nie mogę, inaczej cośbym jeszcze radził, a przynajmniej się denerwował.
Siedział i zdawał się drzemać. Spokój ten denerwował w niemożliwy sposób szpiclów. Jasnem było jak dzień, że on się na wszystkim już od dawna poznał że każdego z nich oddawna ebserwuje. I żeby jakieś poruszenie, żeby choć cień zdenerwowania, żeby bodaj ten zwykły u przyłapanego ruch do kieszeni, coś zniszczyć, coś podrzeć...
— Coś on zamyśla, coś on knuje; pilnuj-że się jeden z drugim, ani kroku ode drzwi — nakazuje szeptem „starszy“.
— Na każdy ruch zważać; jak tylko sięgnie do kieszeni, chwytać za ręce! Pocichu, bez skandalu, a trzymaj mocno... Ten może strzelać...
I niepokojąc się coraz bardziej, biegł do telefonu naglić naczelnika.
— Już jadę... Co on?
— Siedzi przyczajony... ale nic niewiadomo...
— Co pan myślisz?
— Myślę, że będzie strzelał, to gruba ryba...