Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/72

Ta strona została przepisana.

knie na wieki wieków widmo wyklętego syna. Wierzył, że śmierć w nicość zamieni cały ogrom przeżytego cierpienia. Cieszył się, że tam, po tamtej stronie grobu rozpościera się morze ciemności. Gdyby mógł uwierzyć w jakiś dalszy pozagrobowy ciąg świadomego istnienia, przeklinałby śmierć, tak samo, jak przeklinał życie. Dusza, umęczona do niewytrzymania, domagała się nicości, marzyła o nicości.
W tem marzeniu, które było jedynym jaśniejszym promykiem w jego duszy, usypiał powoli, zmęczony codzienną nocną walką z widmami myśli, usypiał, jak po odbyciu codziennej pracy w jarzmie usypia niewolnik, czując na obolałym grzbiecie wszystkie codzienne batogi dozorców.


W trzecim pokoju z gazetą w ręku czuwała przy świecy siostra Ignacja. Znużonemi oczyma wodziła po papierze, cicho przewracając stronice zadrukowanej płachty pustej i nudnej, jak pustym i jałowym był czas ówczesny.

Co parę minut odrywała oczy od czytania, odkładała gazetę i wsłuchiwała się w ciszę nocną, bacznie wpatrzona w nie domknięte drzwi. Piękne oblicze starej niewiasty przybierało w takich chwilach wyraz bezgranicznego ukochania. Tak patrzy człowiek rozmodlony na wyobrażenie swego bóstwa...
Siostra Ignacja, wsłuchując się w ciszę nocną, zrywała się co czas pewien z posłania, gdy z pokoju chorego dobiegło głośniejsze westchnienie i pracując