Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/78

Ta strona została przepisana.

— Niedobre to dla dziecka — zauważała nieraz ciotka.
Cóż siostra chcesz, nie może być innem dziecko, urodzone i wychowane w takich okolicznościach. We krwi już nosi smutek. Całe takie osobliwe posmutniałe pokolenie żyć będzie po nas. Jakże mogło by być inaczej?
Czas biegł. W wyższych klasach gimnazjalnych Antek stawał się coraz bardziej skupionym, coraz widoczniej ponurym. Unikał rozmów z ojcem i ciotką. Na serdeczne, macierzyńskie nagabywanie ciotki, co mu jest, odpowiadał krótko: — nic — i wymykał się na samotne wycieczki konne po okolicy..
Opowiadań ojca o powstaniu słuchał zawsze rad i uważnie. Uderzyło jednak starego powstańca, że zaprzestał zupełnie, jak to było dawniej, rozpytywać ojca o szczegóły, dopytywać się o imiona bohaterów. Brakło już przy tych pogawędkach naiwnych okrzyków dziecka, naiwnych przysiąg i marzeń, jak to będzie, kiedy on dorośnie i.t.d. Słuchał w milczeniu.
Aż pewnego razu uczynił nieśmiało uwagę, która dała wiele do myślenia ojcu i ciotce.
Te parę słów chłopięcych, nieśmiałych, wymówionych o szarej godzinie, poświęconej czci i rozpamiętywaniu bolesnych świętości, obco i strasznie rozległy się w starym dworze.
Zgromił go za nie ojciec surowo i nie broniła go tym razem ciotka. Były to słowa nowe i niesłychane. Dalekiem, stłumionem echem odbiło się w nich nowe, rodzące się dopiero w narodzie życie, wrogie ca-