Pozdrowili się i stali tak przed sobą w milczeniu przez cały czas przepisany na odwiedziny. Nie mógł żaden zdobyć się na jakieś słowo. Przywarli do siebie oczami i tak stali. Milczeli żandarmi, milczał konwojujący sołdat, aż wreszcie kazano staremu się wynosić. I w tych paru minutach milczenia pogodzili się ojciec z synem. Stary był odtąd raźniejszy, Antek pisywał częste i serdeczne listy, ciotka Ignacja wyprawiała co tydzień przez okazję kosze najrozmaitszych frykasów do Cytadeli.
Po roku w krótkim liście doniósł Antek, że z wyroku idzie na dziesięć lat zesłania na Jakuty.
Ciężkie było dla starego ostatnie pożegnanie.
— Nie zastaniesz mnie ty już, chłopcze, jak powrócisz. Młody jesteś, zdrów, możesz przetrzymać te lata, a jak ci będzie źle, gorzko, pomyśl o tych tysiącach, którzy tam żywota po długiej męce dokonali, o tych Polakach, co tam na katordze... którzy przez trzy pokolenia kości w sybirskiej ziemi składali... chociaż i nie socjaliści, a tylko jako Polacy, pomyśl o ojcu... A jak będziesz wracał wolny, do nowego życia... zbocz, synu, tam... Będzie ci się śpieszyło do nowego życia... ale zawsze nie pożałuj paru tygodni... zbocz tam... pod Nerczyńsk... na grób matczyny. Pokłoń się prochom matki, postój nad tą mogiłką... w takiej chwili przed nowem życiem przyjdą ci myśli dobre, zamiary szczere... posłuchaj tego głosu, który się tam tobie w duszy odezwie...
Słuchał Antek w skupieniu i żalu serdecznym tych słów ojcowskich i łzy mu się kręciły w oczach.
Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/84
Ta strona została przepisana.