gdzie naprozno szukała bodaj cienia nadziei, że ten okropny stan może się kiedykolwiek zakończyć.
A serce Antkowe wytarło się po świecie i po tych dziwnych sprawach jego. Obrosło twardą skorupą, zataiło się w głębi piersi i na wiele rzeczy całkiem zamarło. Był czas, że wzruszał się każdem większem niepowodzeniem sprawy; był czas, że spędzał bezsenne noce po każdej „wsypie“ i prawdziwemi łzami opłakiwał stratę towarzyszy. W czasie tym i o ojcu często myślał. Trapiły go gorzkie, drażniące wyrzuty a wątpliwości tak daleko sięgały, że chwilami gotów był wracać do domu i póty molestować i przekonywać starego ojca, ażeby przecie odczuł, ażby mu przecie „pójść“ pozwolił.
Ale nielitościwe życie podziemne hartowało młodzieńcze serce. Dzień za dniem, wypadek za wypadkiem, cios za ciosem, kształciły go na bojownika, na zdziczałego w walce żołnierza. Obył się z niebezpieczeństwem, otrzaskał się z niepowodzeniami i stratami, wciągnął się do katorżnej roboty, gdzie po sto razy trza zaczynać i po sto razy patrzeć, jak żandarm, szpicel, prowokator, jak ciemnota, intryga, nędza, jak traf, przypadek i sto innych nieprzewidzianych, nieubłaganych, niezwalczonych szkodników niweczy sprawę zaczętą, urąga zamiarom, urąga wysiłkom, urąga ofiarom.
Posłuchał głosu życia, który mu radził, jak stary młodemu:
— Serce wstrzymaj, nie wzdychaj, mało pamiętaj! Bo nie starczy ciebie, człowieku, nie starczy na
Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/87
Ta strona została przepisana.