Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/91

Ta strona została przepisana.

— Jest tu dla ciebie list.
Antek, nie śpiesząc się i nie przerywając rozmowy, rozerwał kopertę, rzucił okiem i drgnął cały.
— No, co tam znowu? — pytano go, widząc zmienioną w jednej chwili twarz Antka.
— Nic — odrzekł — to tam jedne moje sprawy. prywatne.
— A, prywatne... uspokojono się.
„Ojciec umiera. Jeżeli ten list dojdzie na czas...“ Spojrzał na datę, list był spóźniony o całe sześć tygodni.
Skądże wziął się ten straszliwy, nieubłagany żal, skąd ten wyrzut gryzący, skąd ten ogrom winy i poczucie wyrządzonej krzywdy, krwawej, straszliwej krzywdy, której nic już naprawić nie jest w stanie... Oto grób, oto koniec, przepaść, której nikt nie przekroczy, nic nigdy nie zapełni!
Nad tą myślą przeraźliwą jakby skamieniał i trwał nad nią przez całą noc bezsenną. Nazajutrz jechał z jedną jedyną myślą — zobaczyć grób ojcowski. Tam nad tą mogiłą coś się miało stać, tam coś się musi rozstrzygnąć. Nie przybywała na ratunek żadna myśl krytyczna, trzeźwa, rozumna. Odżyły wszystkie zamarłe żale, powstały z martwych wszystkie, co do jednego, wspomnienia. Jasnowidzenie przyszło na rzeczy, ukryte na samym dnie duszy ojcowej, ujrzał wszystkie, uzbierane z długich lat myśli jego, jakby własne i czytał je wyraźnie, aż rozpacz go targnęła i obrzydzenie do siebie...
I ta straszliwa świadomość, że nic, nic już nie po-