Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/94

Ta strona została przepisana.

straconej pozycji i zdarzały się momenty, kiedy przychodziła jej myśl straszna, niedozwolona myśl rozumna, by skrócić te straszne cierpienia chorego: poprostu dać mu podwójną dozę lekarstwa i zmusić śmierć, by przestała bawić się tą męką.
Po jednem takiem ocknięciu się, chory długo patrzył siostrze w oczy i ledwie dosłyszalnym głosem wyszeptał:
— Antka... tu... niema?..
Imię to wymówił po raz pierwszy od pięciu lat.
Długie godziny spędził Antek nad łożem konającego ojca. Nacieszył się już pierwszą radością swoją, przetrawił ją i zapomniał o niej.
— Ojciec żyje, żyje...
Straszliwy ciężar spadł mu z sumienia. Teraz rozpaczał. Nie było najmniejszej wątpliwości, że ojciec nie doczeka rana — umrze nieprzytomny. A zatem krzywda zostanie między nimi, jak była — niezałatwiona. A zatem nie zamienią ze sobą ani jednego słowa, ani uścisku, ani spojrzenia...
I ból olbrzymi chwytał go i ciskał nim o ziemię. Nieznane nigdy myśli, te, które przystępu snać nie miały przez życie całe, takie, jakich istnienia nie przypuszczał nawet, teraz rzuciły się nań wszystkie zgłodniałe, zażarte i szarpały mózg.
Co za kara...
Za co? Buntowała się chwilami dawna, zapomniana dusza. Za co? I tłumaczył się słowami niezbitemi dawny, codzienny rozum. To życie winno i prawa jego, które poniewierają ludźmi, ciskają całemi naroda-