letki były obsiane porządnie. Kawał lasu stał na błocie. Pnie olch wznosiły się na kępach, wystających z czarnego bagna. Rozrosłe paprocie obejmowały je, jak wazony. Ukośne smugi promieni wypełniały las zimną świetlistością. Na twardszem miejscu leżał olbrzymi głaz erratyczny. Zwietrzał już po wierzchu i okrył się warstewką próchnicy. Grzęda fioletowych wierzbówek, wysokich kwiatów o kiściach, wystrzelających z pośród wąskiego listowia porwała oczy. Drobne sosny nad głazem rozłożyły ciemne tło. Tajemny zakątek lasu. Siedziba elfów. Rycina z połowy XIX-go wieku, gdzie sentymentalnie wymuskano przyrodę. Ten zakątek z precyzją przyrodnika i zachwytem artysty malowałby wielki Lionardo.
Grzęda fioletowych kwiatów wieńcząca głaz... Głaz jak czaszka powalonego olbrzyma...
Wasilewicz poszedł cichą groblą, zarosłą trawą. Po obu stronach grobli stały olchy, paprocie i krzewy jeżyn i wilczej jagody. Wiedział dawniej z relacji rządcy, że tam dalej są łąki na błotach. Można je kosić tylko w suche lato. A i wtedy czasem się kosi, stojąc w wodzie. Postępowy rządca-agronom nastawał, by zrobić drenaże. Osuszyć tę przestrzeń olbrzymią i na nowych gruntach umieścić polskich osadników. Wasilewicz odkładał realizację tego projektu.
Siano u stawiano na błotach w stogach, a dopiero w zimie, po zamarzniętych obszarach wywożono na saniach.
Wyboje od kół z zeszłego roku porosły już trawą. Zaginął ślad od płozów...
Cisza była na szerokiej drodze. Pod konarem gałęzie tworzyły jakby okno w głąb. W smudze światła drobne, jasne mchy kształtu gwiazdek. Aksamit leśny.
Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/100
Ta strona została przepisana.