Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/116

Ta strona została przepisana.

— W Mińsku zawsze to samo. Na szyldzie Białoruś, a w środku moskiewszczyzna. Oszukałem się na nich. Gdybym wiedział wtedy, kiedy Polacy byli w Mińsku...
— To co?
— Możebym robił inaczej.
— A mianowicie?
— Możebym nie brał pieniędzy od bolszewików i Ukraińców. Możebym za bolszewickie pieniądze nie organizował w Mińszczyźnie partyzantki przeciw Polakom. Proszę się napić.
Wasilewicz odsunął gwałtownie flaszkę z wódką, którą ten mu podawał. Opanował się zaraz.
— Nie wiedziałem, że ma pan tak wielkie dla Białejrusi zasługi.
— Jakże — podjął Łasicki chełpliwie, — dlategoż oni w Mińsku myśleli, czy mnie nie powiesić. Ale że miękkie polskie serca — wypuścili. A moi partyzanci im zato kulami wdzięczność wypisali.
— No, a teraz, jeżeli pan zraził się do bolszewików?
— Teraz nie czas się cofać, — rzekł Łasicki głucho, — między mną a Polską morze krwi. Nie przepłyniesz.
— Więc będziemy przyłączali ziemie białoruskie do Mińszczyzny?
— Do republiki białoruskiej chce pan powiedzieć?
— Daj pan spokój z republiką. Tu nas tylko dwóch augurów, niema tłumu. Mówmy zgodnie z rzeczywistością: do gubernij Mińskiej, Witebskiej i Mohylowskiej, albo do Mińskiego kraju.
— Niech i tak będzie. Pan, widzę, człowiek inteligentny. W lot pojmuje. Nie trzeba panu frazesów. Wiem dobrze, że pcham mój naród w nieuchronną