Pani Poluta czuła się coraz gorzej. Miała teraz posadę w ministerstwie, mogła posyłać na opłacenie nauki Ani w klasztorze. Praca domowa nękała ją coraz bardziej. Nadarzyła się jej służąca. Była to repatrjantka. Nie podobało się w niej pani Polucie zbyt kategoryczne i podkreślone poczucie praw indywidualnych. Była to pozostałość Bolszewji, — ów wilczy apetyt na użycie i zerwanie wszelkich cugli z osobowości w dążeniu do nasycenia się.
Ale pomyślała, że może potrafi oddziałać na tę duszę wykolejoną. Zgodziła więc Cesię.
Postanowiła wrócić swą Cesię kulturze zachodniej. Zapisała ją na kursa dla dorosłych. Dziewczyna chodziła na kursa chętnie, bo spotykała tam chłopaków. Postawiła też zaraz swojej pani warunki: od pół do siódmej jest wolna i albo idzie na kursa, albo robi coś dla siebie.
Robiła rzeczy najkonieczniejsze, zwłaszcza z jej również dobrobytem związane, jak obiad, pranie. Uważała sobie za ubliżenie posługi osobiste. Zagadnięta o jakiś przedmiot, mówiła tylko, gdzie leży, nigdy nie pofatygowała się go podać.
Pani Poluta wracała zupełnie rozbita. Trawiła ją choroba nerwowa i wyczerpanie. W domu musiała jeszcze podjąć mnóstwo krzątaniny i rękoczynów, wy-