Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/165

Ta strona została przepisana.

mam. Obiecała mnie pani po równości traktować, a tera mnie pani na bruk wyrzuca. Ja się tu odzwyczaiłam ciężko robić. Gdzie ja na poczekaniu letką służbę znajdę?
Pani Poluta z postanowieniem wzięła z biurka część pieniędzy. Dała je dziewczynie.
— Masz tu na pamiątkę odemnie — powiedziała.
Oczy Cesi zaświeciły się niesamowitą chciwością. Chwyciła pieniądze drżącemi rękami. Przeliczyła banknoty. Zacisnęła w garści. Wzruszenie dławiło ją. Przypadła do ręki Wasilewiczowej.
— Daj spokój, — usunęła się ta z niesmakiem, — przecież teraz równość i nie wypada pani w ręce całować.
— Za taki pieniądz można! — odkrzyknęła służąca radośnie i wypadła z pokoju.
— Znalazła pani sposób na uraz psychiczny — mruknął Prętkiewicz zły, — przecież ta łajdaczka nawet nie zrozumiała głębi swojej niecnoty. Jeszcze ją pani najczulej wynagrodziła. Przecież teraz ostatecznie będzie zdania, że pani jest chyba niespełna rozumu. Czy jej to się należy? Czy jej to potrzebne?
Pani Poluta odpowiedziała:
— Nie, ale mnie to było potrzebne.