o każdym człowieku można wiedzieć tylko tyle, ile się z niego samego wyczyta. Fakty są poza człowiekiem. Prawie nigdy nie mówią o nim. Bo czyż kto z nas ma taką siłę woli, aby zrealizować najwyższe swoje poczucie siebie? Fakty i czyny są najczęściej śladami naszych niedociągnięć, niezdarnemi szkicami obrazów, które w wyobraźni były pełnią i cudem.
— Mówi pan, że z człowieka można wiedzieć tylko tyle, ile się z niego wyczyta. A jak pan czyta?
— Poczuciem wewnętrznem. Nie umiałbym pani techniki tego odtworzyć.
— A ze mnie może pan coś odczytać?
— O, z pani... W pani jest coś tak pokrewnego i zrozumiałego dla mnie...
— Od lat nie mówiłam z nikim o sobie. A tymczasem w momentach rozlewności człowiek uświadamia się sobie i ma w innym człowieku sprawdzian, niejako lustro, w którem się odbija.
— Czemuż pani przestała mówić o sobie?
Pani Poluta długo milczala. Wreszcie powiedziała cicho:
— Słuchać nie było komu.
W tych prostych słowach zabrzmiał krzyk samotności duszy człowieczej. Białecki wzdrygnął się.
Ręka pani Poluty leżała na stole, wygojona i nanowo wydelikacona podczas choroby, atłasowa z siecią niebieskich żyłek. Białecki lekko ją pogładził. Cofnęła rękę zmieszana. Ale wnet ujrzała zupełnie braterską, pełną czystej miłości intencję tej pieszczoty. Uśmiechnęła się do niego oczami pełnemi łez.
Prętkiewicz istotnie zaopatrzył panią Polutę w Białeckiego, jak w parasol od deszczu. Białecki otoczył ją siecią przyjacielskich usług. Znosił jej książki, nastra-
Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/168
Ta strona została przepisana.