w byku asyryjskim. Stylizowana głowa i skrzydła, a kadłubek — umięśniony, że ha!
— Możesz mi dać pokój z abstrakcją. Od dziś przestaję czytać wszelką metafizykę.
— O, cóż to się stało?
Prętkiewicz zerwał się z udręczoną twarzą.
— Nie jestem wcale artystą, jestem niczem. Abstrakcja wyssała ze mnie rdzeń życia. Jestem łodyga bez korzeni, która uschła. I nie zazieleni się. I nie zakiełkuje. Nie tkwię w ziemi, rozumiesz? A wiesz, co będzie z samolotem, który nie ląduje nigdy?
— Zabraknie mu benzyny i poleci na łeb na szyję. Czyżbyś i ty już degrengolował.
— Degrengoluję, — krzyknął Prętkiewicz z męką, jestem pusty motor bez benzyny. Jestem samolot potrzaskany. Nie jestem artystą. Dzieło sztuki powinno budzić bezinteresowną bezpojęciowość. A ja się uwikłałem w pojęcia, jak w stos szkieletów. Moje utwory grzechoczą, jak kości. Konstrukcje formalne świecą jak żebra z żywego ciała. Jestem skończony. Jestem X metafizyczne, które po rozwiązaniu równania daje zero.
— Nie przejmuj się, Władek, — zakłopotał się i zakrzątał Białecki, — chodź, zanalizujemy to raz jeszcze. Metafizyka bruździ — rzuć ją do licha. Wrastaj korzeniami — szukaj miłości niewiasty, nieznanego ci dotąd wielkiego twórcy, rozrywek — zanurz się w uciech rzeki, aby nie brudne — ale nie rób że tragedji!
— Och, ty plastrze na rany!
— Och, ty pelikanie rozdzierający pierś własną, choć nie karmiący nikogo! Jeszcze za Jules Laforgue’a poeta wył jak czworonóg na księżyc z powodu le mal metaphysique. Teraz ty całkiem odwrotnie. Cierpisz na zanik konkretności. A ładuj że ją w siebie. Bierz
Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/173
Ta strona została przepisana.