Robi wysiłki niepomierne dla wykonania robót domowych. W kaftaniku i spódnicy, w człapiących pantoflach kręci się w kieracie niekończących się prac. Nie oderwie się już. Nie wprowadzi w życie święta. Nie będzie patrzyła na krzątaninę Marty z uśmiechem wyżynnym Marji. Z rozpędem samoofiarnictwa będzie się zatracała coraz bardziej w dogadzaniu domownikom, „robiąc kwestję życia i śmierci z przypalonej pieczeni“, jak o niej ironicznie wyraził się kiedyś Wasilewicz. Wszystkim dogodnie jest z krzątaniną ciotki. Wszystkim cięży jej bezświąteczna, nie znająca przerw szarzyzna. Symbolizuje sobą troskę życia, o której nigdy zapomnieć się nie da. Jest zrośnięta z wytartemi meblami w swoim pokoju, na które nie rzuciła poloru rzeczy zbędnej — estetyki. Jest zrośnięta z czarną półeczką zastawioną flaszkami i słoikami od lekarstw, zawsze okrytą grubą warstwą kurzu.
Ania cofa się w swój własny świat, świecący jaskrawemi barwami, pełen poezji i uroku. Ubiera nową lalkę w suknię ze spłowiałego aksamitu barwy szafirowej. Nietylko sam kolor, ale nawet nazwa jego ma dla niej czar piękna. Suknia jest powłóczysta, jak w strojach ze starych książek i naszywana paciorkami, sprutemi ze starej torebki. Sadza ją na pudełku, zasłanem strzępkiem roboty włóczkowej. Królewnę otacza sześciu paziów. Są nimi zwiędłe, różowe gladjolusy, które matka kazała jej wyrzucić, a potem pozwoliła bawić się nimi.
Cudne mieczyki różowe... Kwiaty atłasowe i wysmukłe... Dziwne sny o pięknie kładzie Ania w słowa „paź złotowłosy“. Potrzebę bytowania odświętnego, otoczonego wytwornością i estetyką, zaspakaja przeżywaniem wymarzonych scen innego życia. Jak pięknymi
Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/193
Ta strona została przepisana.