Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/202

Ta strona została przepisana.

— Szukam zajęcia, — oświadczył Białecki z niejaką nadzieją.
— Doskonale. A ja szukam ludzi. Tworzymy tu spółkę eksportową produktów mleczarskich do Anglii i Szwecji.
— Przez pewien czas studjowałem stosunki w tej branży, bo tworzyłem kooperatywę u nas w majątku.
— Toś ty obszarnik! I cóż, w obawie wywłaszczenia rozparcelowałeś objekt?
— Nie, to byłoby wbrew prawu. Wywłaszczyli mnie właśnie. Został mały kawałeczek, na którym siadł brat, wierząc, że się utrzyma przy nadzwyczajnie intensywnej gospodarce.
— I cóż?
— I nic. Nie utrzymał się. Rozparcelował resztę między chłopków i wywędrował do Brazylji siać fiżon.
— A jakże się gospodarka na gruzach wielkiego obszaru przedstawia?
— Cofnęła się o lat trzysta wstecz. Zapobiegłoby temu kółko rolnicze, ale instruktorzy tegoż kółka zajmują się polityką na korzyść stronnictwa „Ujarzmienie“, nie zaś superfosfatami, łubinem i drenami.
— Zdaje się, że zapatrujesz się krytycznie na działalność członków stronnictwa „ Ujarzmienie“?
— Bardzo krytycznie. Jako że własnemi oczami...
— Wielka szkoda, — nadął się exporucznik żadnym krzyżem nie dekorowany, — bo organizują to właśnie członkowie „Ujarzmienia“. Chcielibyśmy mieć w interesie swoich ludzi.
— Cóż to ma do eksportu...
— Końby się uśmiał z takiego pytania. Nie rozumiesz współczesnych form życia społecznego. Jeżeli