Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/231

Ta strona została przepisana.

kiem i czuł w swej bezwoli i dezorganizacji, że nie odejdzie od niej. Dygnitarz przycisnął rękaw smokinga do obnażonego całkowicie ramienia. Wasilewicz patrzył na pannę Antoninę tak strasznie, że odsunęła się mimowoli od inżyniera.
Ale w tej chwili zagrano charlestona, młody porucznik, z panną w cytrynowej sukni zaczęli wydrygiwać środkiem sali modny taniec. Dygnitarz wstał, zapraszając pannę Antoninę. Objął ją, jakby wgarniając w siebie całą jej pulchność. Tańczyli, mówiąc sobie usta w usta jakieś słowa. Prawdopodobnie nieosłonięte i wyuzdane. Podła... I ona chce być Wasilewiczową...
Kiedy za grali foxtrotta, wstali znowu. Wasilewicz pił, coraz to blednąc. Chwilami się zachłystywał z wściekłości. Rzuci w niego butelką. Chwyci go za kark i wyniesie z sali. Z robi straszny skandal. Spoliczkuje go...
Skrzeżetowicz znał dobrze przyjaciel a i czytał z jego twarzy myśli posępne, jak noc, czerwone, jak ognie. Pogładził nieśmiało i z miłością pod stołem jego rękę. Wyszeptał:
— Pomyśl... Pani Poluty wysokie imię szarpać będą. I Ania w Warszawie... Gazety, obmowa... strach...
Imię pani Poluty odrazu przywołało Wasilewicza do porządku. Tego jej nie zrobi. Pomyślał z tęsknotą o pięknem i uduchowionem życiu z żoną, od którego oderwała go ta powojenna rozpustnica. — Powojenna rozpustnica, — powtórzył w myśli z nienawiścią. A jednak nie wstał i nie wyszedł, jak był powinien.
I znowu bębnił i szalał foxtrott. Wasilewicz wstał i wziął za rękę pannę Antoninę.
— Teraz pani tańczy ze mną, powiedział ze złym połyskiem oczu. Panna Antonina chciała odmówić, ale spojrzała na niego i przelękła się.