Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/248

Ta strona została przepisana.

Więc niema złamanych serc na całe życie? Historje sercowe zostały pogłębione, wsugestjonowane w ludzi przez literaturę. Życie czynne i wypełnione pracą nad sobą zawsze przechodzi nad nimi do porządku dziennego. Tylko, trzeba chcieć. Tylko miłość ziemską trzeba umieć roztopić w niebieskiej, jak malutką — bryłkę soli w ogromnym oceanie. Nie zostanie z niej śladu.
Do pokoju wbiegła Ania. Pani Poluta prędko wsunęła fotografię pod papiery. Ania przytuliła się do matki.
— Obiecałaś mi, że wróci tatuś. Tatuś tak długo nie wraca, — powiedziała.
Pani Poluta uczuła ściśnięcie serca. Tak, nie zrobiła jeszcze tego wysiłku. Powstrzymywała ją obrażona duma kobieca. Ale czyż to ważne, gdy trzeba uratować — Sakrament?
Trzeba walczyć. Trzeba wytężyć wolę... Zapomnieć o krwawej obrazie, o ranie zadanej. Ratować człowieka chorego.
Przyszedł ksiądz Justyn, z wylaniem witany przez Anię. Pomówiono o pannie Zosi. Ksiądz wspomniał, że porucznik Czupur otrzymał Virtuti Militari i awansował. Uspokoił się, ale panny Zosi nie zapomina.
Ania z żalem poszła do drugiego pokoju odrabiać lekcje. Ksiądz Justyn przemógł się wtedy i poruszył kwestje drażliwe.
— Niejaka panna Antonina była u księżniczki Tarachońskiej...
— Biedna! Jakże jej zdrowie?
— Umiera pomału. Męczy się bardzo. Ale lekarz obiecuje, że może nagle nastąpić zupełnie lekka śmierć, zanim rak stoczy organizm. Serce stanie z wyczerpania.