— Zrzućmy jarzmo polskie! — tryskał śliną na słuchaczy Smarczek. — Polski bać się niema czego! U Polaków taka konstytucja, że u nich prawodawcami są ludzie, co zatratę tego państwa mają w programie. Sejm ochraniać Polskę ma, a w nim jak szczury w spichlerzu, siedzą ludzie, co wygryzą dziury dla szkodnej kuny i lisa. Czemuż oni tak robią? Bo darma, szto pany — dyk jany durnyje! Wzięli słowo „swoboda“ i zasmarowali sobie niem oczy. Dla tego słowa, co lada wiatr rozwieje, fundament swego domu rozkopywać dadzą. Rozchwieje się fundament, runie gmach! A my wyleziem z piwnicy żerować na ruinach! Podzielimy się z sąsiadem, co nam przyciesie gryźć po nocy pomaga. Zahlanie sonce i u nasze wakonce...
...Takiemu państwu, co już odrazu przez głupotę swoją bankrut jest, podatków nie płacić, rekruta nie dawać. Niechaj lepiej chłopcy do bolszewików uciekają.
Zlazł wreszcie wśród oklasków.
— To jest wiec poselski, — szumiało w głowie Wasilewicza. Zdawało mu się, że dostał obuchem w łeb. Potrącił przodownika, który składał do teczki papiery.
— Jak pan mógł pozwolić? — potrząsnął go blady za rękę.
— A cóż robić, proszę pana? Nietykalność poselska. On będzie do rzezi i palenia dworów nawoływał — administracja nie śmie go palcem tknąć. Zaraz w sejmie interpelacje i awantury. Powróz sobie kręcimy na szyję. Pan Bóg pomięszał rozumy za karę. I prawica, i lewica... Droższa im suwerennych person nietykalność od Ojczyzny. My spiszemy protokół: tak a tak, jawna zdrada państwowa. Prokurator wytoczy sprawę. A sejm się uprze i notorycznego zdrajcy nie wyda. Spisaćby wszystkie sprawy o wydanie posłów. Hańba...
Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/79
Ta strona została przepisana.