Może z nim wejść w kontakt bezpośredni. Nie napróżno osłabiał i demoralizował Wasilewicza przez pannę Antoninę. Ale z kobietą nigdy być pewnym nie można. Lepiej bezpośrednio. Zacierał ręce, myśląc o skaptowaniu Wasilewicza.
— Bezwolny degenerat, — rzekł o nim do Smarczka, — tacy będą służyli nam, ludziom nowym.
— I co ty za nowy człowiek, — odparł Smarczek, — ty najstarsza szlachta: od samego Abrahama.
Szyrwitz zmarszczył się.
— Pójdę teraz na dzień za front, dajcie pewnych ludzi, do przeprowadzenia, — zmienił temat rozmowy.
Zaczęli szeptać ze Smarczkiem. Ten rzekł do Wasilewicza:
— Łasicki będzie przez Zabołotne szedł z Mińska. Jak go spotkacie, powiedzcie mu nasze hasło na ten miesiąc: Szyrwitz. Pogadajcie i z nim. On człowiek duży.
— Dobrze, — zanotował sobie w pamięci Wasilewicz.
Skrzeżetowicz tymczasem męczył się i pocił. Widział, w jaką kabałę wciągnął ich Smarczek. Wiadomą mu była znajomość panny Antoniny z Szyrwitzem. Zanim Wasilewicz wróci do Warszawy, trzeba uprzedzić pannę Antoninę, żeby dała spokój stosunkom z bolszewikami. Trzeba ją przekonać, że zgubi Wasilewicza.
Odszedł z nim na stronę.
— Mnie się ta cała historja nie podoba, — powiedział, — przecież tego myśmy nigdy nie chcieli. Przecież to wywiad i dywersja bolszewicka te całe hurtki — nic innego.
— Jeszcze mnie będziesz pchał do Hromady?
— Już nie. Może pojedziesz sam do Zabołotnego.
Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/92
Ta strona została przepisana.