Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
SZYDŁO W WORKU

Trójką koni, bocznemi drogami, śpieszył, zachowując najściślejsze incognito, wezwany przez list anonimowy, Piotr Pawłowicz Posudin do powiatowego miasta N.
...Przyłapać... śpaść, jak śnieg na głowę... — marzył, zakrywając twarz kołnierzem. — Narobili świństw, łajdaki, i triumfują zapewne, pewni, że zatarli wszelkie ślady. Cha-cha, wyobrażam sobie ich zdumienie i przerażenie, kiedy w pełni triumfu usłyszą: — „A dać mi tu Lapkina — Tiapkina“. — To dopiero będzie popłoch. Cha-cha.
Uporawszy się z marzeniami, Posudin wszczął rozmowę ze swoim woźnicą. Jako człowiek żądny popularności, przedewszystkiem zapytał o samego siebie:
— A Posudina znasz?
— Jakże nie mam znać — uśmiechnął się woźnica — znam go.
— Czemu się uśmiechasz?
— Dziwne pytanie, każdego najmarniejszego pisarza się zna, a nieznałoby się Posudina! Poto on tu jest, żeby go wszyscy znali.