Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

wie kręci. Pani i nam przeszkadza, i sama czas traci. Uff.… Aleksy Mikołajewiczu — zwrócił się do jednego z urzędników — niech pan, z łaski swojej, postara się tę sprawę wytłumaczyć pani Szczukinej.
Kistunow pozałatwiał wszystkich interesantów, wrócił do swego gabinetu, podpisał z dziesięć dokumentów, a Aleksy Mikołajewicz wciąż jeszcze zajęty był Szczukiną. Siedząc u siebie w gabinecie, Kistunow długo słyszał dwa głosy: monotonny, powściągliwy bas Aleksego Mikołajewicza i płaczliwy, skwierczący głos Szczukinej.
— Jestem kobieta chora — mówiła Szczukina — może napozór jestem krzepka, ale jeżeli się przyjrzeć, to we mnie ani jednej żyłki zdrowej niema. Ledwo na nogach stoję i apetyt straciłam… wprawdzie, piłam dziś kawę, ale zupełnie nie czułam jej smaku.
A Aleksy Mikołajewicz tłumaczył jej różnice między wydziałami i skomplikowany system składania podań. Wkrótce jednak się zmęczył i prosił o zastępstwo buchaltera.
— Wyjątkowo nieznośne babsko — oburzał się Kistunow, łamiąc sobie palce i co chwila podchodząc do karafki z wodą. — Jakaś idjotka, podeszwa! Mnie prawie zamęczyła i ich zgnębi — wstrętna! Uf! jak mi serce bije.
W pół godziny potem zadzwonił. Przyszedł Aleksy Mikołajewicz.
— No, cóż tam z tą babą?
— W żaden sposób nie możemy jej się pozbyć! Jesteśmy już wprost z sił wyczerpani. My swoje, ona swoje.
— Ja… ja nie mogę znieść jej głosu… Chory jestem… nie wytrzymam…