Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.
PRZESOLIŁ

Geometra Smirnow przyjechał na stację Gniłówki. Do majątku, w którym miał wykonać roboty miernicze, trzeba było jechać końmi jeszcze około trzydziestu-czterdziestu wiorst; o ile woźnica trzeźwy, a konie nie chabety — to i trzydziestu wiorst niema, lecz jeżeli woźnica pijany, a konie mizeraki — to się i pięćdziesiąt uzbiera.
— Przepraszam pana, gdzie tu można dostać koni pocztowych? — zwrócił się geometra do żandarma stacyjnego.
— Jakich? pocztowych? Tu w promieniu stu wiorst przyzwoitego psa pan nie znajdzie… a co dopiero koni przyzwoitych… A dokąd pan jedzie?
— Do Dziewkina, majątku generała Chochotowa.
— Co robić? — ziewnął żandarm — niech pan idzie za stację, tam czasem bywają chłopi, co woża pasażerów.
Geometra westchnął i powlókł się za stację. Po długich poszukiwaniach, rozmowach i wahaniach znalazł kolosalnego chłopa, ponurego, dziobatego, w podartej siermiędze i łapciach.