Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

może pan tolerować w swoim domu cynizm, ale teraz — ani się ważyć! Proszę iść!
— Do licha! — warknął Gagin z wściekłością. — Rozważże swoim babskim mikroskopijnym mózgiem, poco ja tam pójdę?
— Basile, ja mdleję!
Gagin splunął, włożył pantofle i udał się do kuchni.
Było ciemno, jak w czopem zamkniętej beczce, i pomocnik prokuratora musiał posuwać się omackiem. Po drodze natknął się na drzwi dziecinnego pokoju i obudził niańkę.
— Wasiliso — powiedział — czyś nie wzięła wczoraj do czyszczenia mego szlafroka?
— Dałam go, proszę pana, do czyszczenia Pelagji.
— Co za nieporządki! Bierzecie, a potem nie kładziecie na miejsce. A teraz dopiero spaceruj bez szlafroka.
Wszedłszy do kuchni, skierował się ku miejscu, gdzie na skrzyni koło półki z rondlami spała Pelagja.
— Pelagjo! — zaczął, namacawszy jej ramię i potrząsając nią. — Pelagjo! Czego udajesz? Przecież nie śpisz. Któż to dopiero co wlazł do ciebie cichaczem przez okno?
— Hm — masz tobie! Wlazł przez okno! Ktoby miał leźć?
— No ty, tego… bez udawania! Powiedz lepiej twemu nicponiowi, żeby się wynosił, póki cały. Słyszysz? Nie ma tu co robić!
— Czy pan przy zdrowych zmysłach? Masz tobie!… Na głupią trafiliście… Cały dzień haruję, nie mam spokoju, a w nocy przychodzą z takiemi słowami! Za cztery ruble miesięcznie służyć z wła-