Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

— Drżę! Trzęsę się! Zabije przeklęty. Przecież już raz strzelał do mnie w Nowogrodzie… W gazetach pisali…
— Ach… to ostatecznie jest nie do wytrzymania! Wynoś się pan, bo już czas mi się ubierać i wyjść na scenę. Wynoś się, bo… krzyknę, rozpłaczę się głośno albo lampą cisnę w pana!
— Tss!… nadziejo moja, kotwico zbawienia. Pięćdziesiąt rubli podwyżki — tylko niech mnie pani stąd nie wyrzuca. Pięćdziesiąt!
Artystka okryła się jakiemiś szmatkami, pobiegła do drzwi, by wołać o pomoc. Indiukow czołgał się za nią na kolanach i złapał ją za nogę powyżej kostki.
— Siedemdziesiąt pięć rubli, tylko nie wypędzaj! — zasyczał, dusząc się. — Jeszcze pół benefisu dodam.
— Kłamiesz!
— Niech mnie Bóg skarze! Przysięgam. Żebym przepadł… Pół benefisu i siedemdziesiąt pięć rubli podwyżki!
Dolska-Kauczukowa wahała się chwilkę wreszcie odeszła od drzwi.
— Przecież pan kłamie — powiedziała płaczliwie.
— Niech się pod ziemię zapadnę, niech zbawienia nie doczekam! Czy to ja gałgan jaki, czy co?
— Dobrze, pamiętaj pan — zgodziła się artystka. — No, właź pan pod kanapę.
Indiukow ciężko westchnął i sapiąc, wlazł pod kanapę, a Dolska-Kauczukowa zaczęła się prędko ubierać. Palił ją wstyd, że w jej garderobie pod kanapą leży obcy mężczyzna, ale świadomość, że zrobiła to dla świętej sztuki, dodała jej tyle otuchy, że zrzucając z siebie później huzarskie ubranie, nietylko nie wymyślała, ale nawet wyrażała współczucie:
— Pan się tam powala, Kuzma Aleksieiczu — Bo