— Pawle Wasiliczu, tam jakaś dama pana prosi — zameldował Łukasz. — Czeka już całą godzinę.
Paweł Wasilicz był dopiero co po śniadaniu. Usłyszawszy o damie, skrzywił się i powiedział:
— Pal ją djabli! Powiedz, że jestem zajęty.
— Ona już piąty raz przychodzi. Mówi, że bezwarunkowo musi się z panem zobaczyć... Prawie że płacze.
— Hm... niech będzie, poproś ją do gabinetu.
Paweł Wasilicz, nie śpiesząc się, włożył tużurek, wziął do jednej ręki pióro, do drugiej — książkę i udając, że jest bardzo zajęty, poszedł do gabinetu. Tam oczekiwał go już gość — wysoka, tęga kobieta, o czerwonej twarzy, w okularach, o bardzo poważnym wyrazie twarzy, ubrana więcej niż przyzwoicie. Ujrzawszy gospodarza, wzniosła oczy i złożyła ręce, jak do modlitwy.
— Pan, naturalnie, mnie nie pamięta — zaczęła wysokim męskim tenorem, widocznie zakłopotana — ja... ja miałam przyjemność poznać pana u Chruckich... Jestem Muraszkina...
— A-a-a... m-m... Proszę siadać. Czem mogę pani służyć?
Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
DRAMAT