— A gdzie się pan nauczył pisać poprawnie?
— Przyzwyczaiłem się... Przez czterdzieści lat pracy można nabrać wprawy. Naturalnie z początku było trudno, robiłem błędy, ale potem przyzwyczaiłem się... i nic.
— A znaki przestankowe?
— I znaki przestankowe... prawidłowo stawiam.
— Hm... — zmieszał się młodzieniec. — Ale przyzwyczajenie, to niezupełnie to samo, co wykształcenie. Niedość, że pan stawia prawidłowo znaki przestankowe... niedość! Trzeba je stawiać świadomie! stawia pan przecinek — i musi pan wiedzieć, poco go pan stawia. A ta wasza nieświadoma ortografja — grosza niewarta. Jest to robota mechaniczna — i nic więcej.
Pierekładin zamilkł i nawet uśmiechnął się łagodnie (młodzieniec był synem radcy stanu), ale teraz, kładąc się spać, pełen był oburzenia i gniewu.
...Czterdzieści lat służyłem — myślał — i nikt mnie głupcem nie nazywał, a teraz, patrzcie, jacy się krytycy znaleźli!... Nieświadomie... odruchowo... Robota mechaniczna... Ach, pal cię djabli, ja może jeszcze lepiej od ciebie rozumiem, chociaż w twoich uniwersytetach nie byłem...
Wylawszy w myśli na swego krytyka cały zapas znanych mu wymysłów i ogrzawszy się pod kołdrą, Pierekładin zaczął się powoli uspokajać.
...Wiem, rozumiem... — myślał, zasypiając. — Nie postawię dwukropka, gdzie potrzebny jest przecinek, więc rozumiem. Tak... Tak, młodzieńcze! —
Trzeba przedtem pożyć na świecie, pourzędować, a potem dopiero sądzić starszych...
Przed zamkniętemi oczyma zasypiającego Pierekładina przez tłum ciemnych uśmiechających się obłoków, jak meteor, przeleciał ognisty przecinek... Za
Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.