krytyka. Same wykrzykniki uśmiechnęły się i zlały się w jeden wielki wykrzyknik.
Pierekładin potrząsnął głową i otworzył oczy.
...Licho wie co... — pomyślał. — Jutro trzeba wstać na mszę, a mnie to djabelstwo z głowy nie wychodzi... Pfuj! Ale... kiedy go się stawia? Oto masz przyzwyczajenie! Oto masz wprawę! Przez czterdzieści lat ani jednego wykrzyknika!
Pierekładin przeżegnał się i zamknął oczy, ale zaraz je otworzył, na ciemnem tle bowiem wciąż jeszcze widniał wielki wykrzyknik...
— Tfu! Chyba całą noc nie zasnę! Marfusza — zwrócił się do żony, która się całe życie chełpiła tem, że skończyła pensję. — Czy ty nie wiesz, kiedy się w papierach stawia wykrzyknik?
— Naturalnie, że wiem. Siedem lat na pensji byłam. Na pamięć całą gramatykę umiem. Ten znak stawia się przy zwracaniu się do kogoś, przy okrzykach i przy wyrażaniu zachwytu, oburzenia, radości, gniewu i innych uczuć.
...Ta-ak... — pomyślał Pierekładin... — zachwyt, oburzenie, radość, gniew i inne uczucia“...
Zamyslił się... Czterdzieści lat pisał papiery, napisał ich tysiące, dziesiątki tysięcy, ale nie pamięta ani jednego wiersza, któryby wyrażał zachwyt, oburzenie albo coś w tym rodzaju...
...I inne uczucia... — myślał. — Ale czyż w papierach potrzebne są uczucia? Pisać je może i człowiek bez uczuć...
Twarz młodzieńca-krytyka znowu wyjrzała z poza wykrzyknika i uśmiechnęła się ironicznie. Pierekładin podniósł się i usiadł na łóżku... Głowa go bolała, na czoło wystąpił mu zimny pot... W kącie łagodnie świeciła się lampka przed ikoną, meble wyglądały świątecznie. Od wszystkiego
Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.