Strona:Anton Czechow - Partja winta.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

działa właśnie na kozetce w swoim buduarku i czytała romans. Misza stanął przed nią i rzekł:
— Nie wiem, doprawdy, jak pani dziękować!
Uśmiechnęła się pobłażliwie, odłożyła książkę i łaskawie wskazała mu miejsce obok siebie. Misza usiadł.
— Jak mam pani dziękować? jak się odwdzięczyć? Czem? Niech mnie pani nauczy! Marjo Siemionowno! Pani wyrządziła mi więcej niż dobrodziejstwo! Przecież za te pieniądze wyprawię wesele z moją najdroższą Katią!
Po prawym policzku Miszy spłynęła łza. Głos mu drżał.
— O, dziękuję pani!
Nachylił się i cmoknął Marję Siemionownę w pulchniutką rączkę.
— Pani jest taka dobra! A jakiż dobry jest pani Iwan Pietrowicz! Taki dobry, taki pobłażliwy! Złote serce! Pani powinna dziękować Panu Bogu, że obdarzył ją takim mężem! Droga pani, niech go pani kocha! Błagam, niech go pani kocha!
Misza nachylił się i wycałował obie rączki. Łzy spływały już i po drugim policzku. Jedno oko zmniejszyło się.
— On jest stary, brzydki, ale jaką zato ma piękną duszę! Niech mi pani znajdzie drugą taką duszę! Nie znajdzie pani! Niechże go pani kocha! Wy, młode żony, jesteście tak lekkomyślne! W mężczyźnie szukacie panie nadewszystko pozorów... efektów... Błagam panią!