Strona:Anton Czechow - Partja winta.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

O drugiej po południu Pustiakow jechał dorożką do Spiczkinów i, rozpiąwszy futro, spoglądał na udekorowaną pierś, na której błyszczało złoto i mieniła się emalja cudzego Stanisława.
— Jakoś człowiek nabiera większego dla siebie szacunku! — pomyślał, chrząkając nauczyciel. — Taki nieznaczny przedmiot, kosztuje najwyżej pięć rubli, a jaki efekt wywołuje!
Gdy zajechał przed dom Spiczkina, rozpiął futro i powoli likwidował dorożkarza. Zdawało mu się, że, zauważywszy szlify, świecące guziki i Stanisława, dorożkarz osłupiał. Pustiakow chrząknął z zadowolenia i wszedł do bramy. Zdejmując w przedpokoju futro, zajrzał do jadalni. Przy długim stole siedziało już około 15 osób i jadło obiad. Słychać było rozmowy i brzęk talerzy.
— Kto tam dzwoni? — odezwał się gospodarz. — Ba! Lew Mikołajewicz! Bardzo prosimy. Troszkę się pan spóźnił, ale to głupstwo. Dopierośmy zasiedli.
Pustiakow wypiął pierś, podniósł głowę i, zacierając ręce, wszedł do pokoju. Ale tu zauważył coś strasznego. Przy stole, obok Ziny, siedział jego kolega z progimnazjum, nauczyciel języka francuskiego, Tramblan. Pokaże Francuzowi order — wywoła moc przykrych pytań i shańbi się, zdyskredytuje na całe życie... Pierwszą myślą Pustiakowa było zerwać order, uciec gdzieś; ale or-