Strona:Anton Czechow - Partja winta.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

jemnością... Jeśli pan chce, nawet jutro mogę je panu przynieść.
— Podziękuj pan, panie drogi! — wtrącił Semipałatow.
Merdiajew ukłonił się niezgrabnie, poruszył ustami i wyszedł z gabinetu.
Nazajutrz zjawił się w naszym urzędzie Gałamidow i przyniósł paczkę książek. Od tej chwili zaczyna się właściwa historja. Potomstwo nigdy nie wybaczy Semipałatowowi tego lekkomyślnego kroku! Możnaby to było wybaczyć jakiemuś młodzikowi, ale doświadczonemu rzeczywistemu radcy stanu — przenigdy! Po przybyciu Gałamidowa Merdiajew wezwany został do gabinetu.
— Oto proszę, niech pan czyta — oznajmił Semipałatow, wręczając mu książkę. — Proszę czytać uważnie.
Merdiajew wziął drżącemi rękami książkę i wyszedł z gabinetu. Był blady. Zezowatemi oczyma rzucał niespokojne spojrzenia, jak gdyby szukał ratunku otaczających go przedmiotów. Wzięliśmy od niego książkę i zaczęliśmy ją ostrożnie oglądać.
Był to „Hrabia Monte Christo“.
— Nie sprzeciwisz się jego woli! — westchnął nasz stary buchalter Prochor Semionycz Budyłda. — Postaraj się jakoś, wysil się... Czytaj sobie powolutku, a da Bóg, przez ten czas on zapomni o tem i będzie można czytaniu dać spokój... Tyl-