Strona:Anton Czechow - Partja winta.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

Jesteś zdumiona? Dziwne... (Pauza). Jaką mam pensję?
— Trzy tysiące rocznie.
— A ile kosztuje kolja, którą ci kupiłem przed tygodniem? Dwa tysiące... A może nie? Wczorajsza suknia pięćset. Willa dwa tysiące... Ha, ha, ha... Wczoraj twój ojczulek wyłudził odemnie tysiąc...
— Ależ Pierre! Masz przecież dochody uboczne...
— Konie, lekarz domowy, rachunki modniarek. Przed trzema dniami przegrałaś sto rubli w stukułkę.
Mąż wstał. Podparł głowę dłonią i wygłosił długi akt oskarżenia. Podchodząc do biurka przedstawił żonie kilka dowodów rzeczowych.
— Przekonałaś się teraz, najdroższa, że twój von Traub — to wierutne głupstwo, a w porównaniu ze mną drobny, kieszonkowy złodziejaszek. Żegnam. Idź i na przyszłość zechciej być oględniejszą w wydawaniu sądów.
Skończyłem. Może z kolei czytelnik zapyta:
— Ale ona przecież odeszła od męża?
Tak odeszła, ale... do przyległego pokoju.