Przebrany w słomkowy kapelusz z szerokiemi skrzydłami i w „poncho“, z kolekcyą nożów za pasem, wyglądałby jak plantator brazylijski. We Lwowie nazwisko jego przywykło się i tak łączyć nierozdzielnie z południową Ameryką, którą Siemiradzki kilka razy przejechał wszerz i wzdłuż, po raz ostatni jako delegat wydziału krajowego dla zbadania stanu tamtejszych rolniczych osad polskich. Z zawodu geolog, złożył rezultat swoich studyów w kilku książkach („Na kresach cywilizacyi“ i inne) w których obok nagromadzenia cennego naukowego materyału potrafi być także dobrym obserwatorem obyczajowym i artystą, odczuwającym piękno podzwrotnikowej natury. Jest profesorem geologii w lwowskim uniwersytecie. Białorusin, mówi cicho, charakterystycznym spiewnym akcentem, przypominającym litewski. Jeden z najwyższych ludzi we Lwowie, musi się w rozmowie pochylać, ażeby interlokutorowi umożliwić patrzenie