worytami. Podszedł do Łaptiewa i powitał go z uszanowaniem, półgłosem:
— Mam zaszczyt... Bóg wysłuchał modlitwy ojca pańskiego. Chwała Bogu.
Po nim zbliżyli się inni urzędnicy, winszując Łaptiewowi zawartego małżeństwa. Wszyscy byli ubrani modnie, wyglądali, jak ludzie porządni i dobrze wychowani.
Łaptiewowi prędko się to wszystko znudziło i chętnie byłby poszedł do domu, ale jakoś nie wypadało. Chociaż dla przyzwoitości musiał posiedzieć w składzie ze dwie godziny. Odszedł na bok i zaczął wypytywać Makiejczewa, czy szczęśliwie przeszło lato i czy niema czego nowego, a ten odpowiadał mu z szacunkiem, nie patrząc na niego. Chłopiec, krótko ostrzyżony, w szarej bluzie podał Łaptiewowi szklankę herbaty bez spodka; chwilę potem, inny chłopak, przechodzący obok, potknął się o skrzynię i o mało nie upadł, wtedy barczysty Makiejczew zrobił srogą minę i krzyknął:
— Chodź na nogach!
Urzędnicy cieszyli się, że się młody gospodarz ożenił i że nakoniec przyjechał; patrzyli na niego uprzejmie i z ciekawością i każdy z nich, przechodząc obok niego, uważał za swój obowiązek powiedzieć mu coś miłego. Ale Łaptiew był przekonanym, że w tem wszystkiem niema szczerości i że mu pochlebiają; dlatego, że go się boją. Nie mógł zapomnieć, jak przed piętnastu laty jeden z urzędników zwaryował, wybiegł na ulicę w samej bieliźnie, boso i grożąc pięścią oknom gospodarza, krzyczał, że go zamęczyli; długo potem wyśmiewali się z biedaka, gdy wyzdrowiał, i przypominali mu, jak wymyślał na gospodarzy i mówił: »plantatorzy«, zamiast »eksploatorzy«. Wogóle źle było służbie u Łaptiewów i oddawna już o tem między sobą mówili. Najgorszem było to, że stary Teodor Stepanycz trzymał się w stosunkach z nimi jakiejś azyatyckiej polityki. I tak,
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.