nic innego do roboty, uczą się muzyki, niż pożyczyć je od przyjaciół?
— Nie mam przyjaciół! — rzekła rozdrażniona. — I proszę nie gadać głupstw. Klasa pracująca, do której należę, ma jeden przywilej: świadomość swojej uczciwości, prawo do niezaciągania długów od kupców. Nie, nie kupisz mnie pan! Ja nie Juleczka!
Łaptiew nie zapłacił dorożkarzowi, wiedząc, że to wywołałoby cały potok słów, nieraz już przedtem słyszanych. Zapłaciła sama.
Odnajmowała maleńki pokoik z meblami i z życiem w mieszkaniu jakiejś pani. Jej wielki bekkerowski fortepian stał tymczasem u Jarcewa na Wielkiej Nikitskiej i codziennie chodziła tam grać. W pokoju jej były krzesła, okryte pokrowcami, łóżko z letnią, białą kołdrą, i kwiaty, na ścianach wisiały oleodruki i nie było nic takiego, co by mówiło, że tu mieszka kobieta, była kursistka. Nie było ani toalety, ani książek, ani nawet biurka. Znać było, że idzie spać, skoro tylko wraca do domu i wstając rano, natychmiast wychodzi z domu.
Kucharka przyniosła samowar. Polina Mikołajewna zaparzyła herbatę i drżąc jeszcze ciągle — w pokoju było zimno — zaczęła wymyślać na śpiewaków, którzy wystąpili w Dziewiątej Symfonii. Oczy zamykały jej się ze zmęczenia. Wypiła jedną szklankę herbaty, potem drugą i trzecią.
— A więc się pan ożenił — rzekła. — Ale nie bój się pan, potrafię wyrwać pana ze swego serca. Przykro mi tylko, że z pana takie same śmiecie, jak i z innych, że panu w kobiecie podoba się nie rozum, nie umysł, a ciało, piękność, młodość... Młodość! — powtórzyła, jakby przedrzeźniając kogoś i roześmiała się. — Młodość! Potrzeba panu czystości, Reinheit! Reinheit! — roześmiała się, oparta o poręcz krzesła — Reinheit!
Gdy się przestała śmiać, oczy miała zapłakane.
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.